Gość
|
Wysłany:
Pią 14:30, 18 Wrz 2009 |
|
Dziś był wyjątkowy dzień.Nauka chodzenie na lonży.Na razie tylko na kantarze sznurkowym,ale nie ma co się pchać na głęboką wodę.Weszłam do stajni.Przywitałam się ze wszystkimi końmi.Doszłam do pustego boksu.Był to boks myszatego.Weszłam tam ,a na ziemi leżał jego kantar i uwiąz.Łzy spływały mi po policzkach.W żłobie leżała marchewka ,a w boksie było jeszcze siano.Teraz zostały tylko wspomnienia.Wyszłam z boksu i poszłam do Saharki.Przywitałąm sięz klaczą i dałam jej buziaka w chrapki.
-To dzisiaj popracujemy-powiedziałam do małej.
Podniosła uszy ,a ja zostawiłam ją na chwilę w boksie.Najpierw chciałam odczulić ją trochę na bata ,ale nie bałą się go zbytnio.Poprawka ,wogóle się go nie bała.nie wiedziałam jak będzie z lonżą,ale klacz potrafi chodzić na długiej lince.Wzięłam uwiąz i wyprowadziłam klacz z boksu.Szłą za mną jak cień.Pogłaskałam ją ,a ta stanęła i zaczęła się drapać xdd Po chwili znowu szła za mną dzielnie.Doszłyśmy do ściany i tam ją związałam.Mała patrzyła się w stronę boksu ,pustego już boksu [*]*Potoka
-Ehhh.
Wałąch ten był dla małej ważny,bardzooo ważny.Była z nim wypuszczana na padok gdzie razem galpowali.Nauczył ją otwierać zębami boks i odwiązywać uwiąz .Dlatego zawsze musiałam wiązać Saharkę w skomplikowane,ale łątwe do rozwiązania (dla tych co kciuki mają xdd) węzeł.Nie nauczył ją tylko złych rzeczy.Nauczył ją pokory,waleczności,sprytu i szybkości (robili wyścigi na padoku dzięki czemu klacz była coraz szybsza).Wzięłam szczotkę i zaczęłam powoli czyścić klacz.Od syzi po zad.Jej maść współgrała pięknie z promieniami rzucanymi na jej grzbiet przez drzwi stajni.Była 9 rano.Wczoraj padało ,widać wszyscy płakali gdy *Potok odszedł od nas.Rosa leżała spokojnie na trawie,ale maneż był suchy.Przegrabiłam go jeszcze o 5 rano,gdyż nie mogłam spać.Klacz zaczęła się buntowć przy czyszczeniu zadu.Wykorzystałam metodę T-Touch ,a klacz rozluźniła się i trochę uspokoiła.Przejechałam ręką po całym jej ciele.Nie buntowała się , zamknęła tylko oczy.Pogłaskałam ją i dałam marchewkę,która była w boksie myszatego.Zjadała ją i nadal patrzyła się w stronę jego boksu.Czyściłam ją miejsce w miejce aż przyszedł czas na wytępienie zaklejki pod jej brzuchem.Wzięłam plastikową szczotę i wytępiłam zaklejkę.Pogłaskałam delikatnie klacz i wyczyściłam główkę o której zapomniałam.Miała na uszach ślinę Candy.Zaśmiałąm się głuchu i wyczyściłam jej uszka.Pocałowałam ją kilka razy i wtuliłam w ciepłą szyjkę.Klacz zaczęła się niecierpliwić więc wzięłam szczotkę do grzywy,ogona i grzywki.Najpierw przeczesałam śmieszną grzywkę małej ,a potem ogon.Było w nim pełno siana więc najpierw je wydłubałam ,a potem wyczesałam ogon .
-Jeszcze tylko kopyta i kończymy mała-powiedziałam Staśce głaszcząc ją po szyi.Ślicznie wyglądała w swoim różowym kantarku więc zrobiłam jej zdjęcie telefonem.Niezbyt udane ,ale cóż.Mój telefon to nie lustrzanka cyrowa xdd Rzuciłam szczotką do skrzynki co wywołało huk.Młoda nawet nie zaragowałą tylko dalej stała w tej samej pozycji od kilu minut.Wzięłam kopystkę i podnosiłam kopyta klaczy.Wszystkie podawała już na głos ,ale nie utoi z kopytem w górze więcej niż minutę .Jak na źreba to i tak nieźle ,ale chciałabym jeszcze z nią nad tym popracowć.Pogłaskałam ją i zostawiłam na chwię samą.Zaniosłam na plac lonże i baty.Jeden skokowy,a drugi do lonżowania.Chciałam ją przygotować na to co spotka ją w przyszłości.Wróćiłam się po klacz i wyszłyśmy ze stajni na uwiązie.Maneż otwarłam wcześniej,a teraz ją tylko zamknęłam.Weszłam na ścieżkę i zrobiłam z małą kilka kółek w ręca.Szła za mną grzecznie więc poklepałam ją i dałam buzi w chrapki co klacz bardzooo lubi.Szłą za mną grzecznie,a ja wykorzystałam to i spojrzałam na zegarek.Chciałam z nią najpierw pokłusować na uwiązie.Podeszłam z nią na środek i pokazałam bata.Podniosłam go i przybliżyłam trochę do Staśki,a ona...zero reakcji.
-Żelazna kobyła-powiedziałam do niej i przytuliłam.Weszłam z nią spowrotem na ścieżkę tym razem z batem w ręku.Podstawiałam jej go pod nos ,a ona nic xd Nie bała się go.Kilka razy klepłam ją nim w łopatkę,a ta przyśpieszała.Chwaliłam ją za każdym razem gdy dobrze wykonała zadanie.Powyginałam ją trochę żeby się rozluźniła ,bo chodziła trochę spięta.Spróbowałam zakłusować z nią na ścianie.Cmoknęłam ,a ona przyśpieszyła.Wyszłam trochę przed nią ,a ta zaczęła dotrzymywać mi kroku.
-Pięknie mała ;*
Próbowałam powyciągać kłusa i go zkracać,ale nieraz klacz w tym skróconym przechodziła do stępa.Po chwili kłusa w ręku dałam jej spokój .Pogłaskałam i weszłam na 'ścieżkę' do lonżowania(wyryta kopytami ziemi w kształcie koła xd).Z każdym kołem oddalałam się od kalczy trochę.Szła nawet fajnie,ale nieraz odbijała w moją stronę.Podeszłam do długiego bata,a którki odłożyłam.Klacz obwąchała go i podniosła głowę patrząc się w stronę padaku.
-Dobrze,ale za chwilę-powiedziałam do klaczy,która chciała się wybiegać po swojemu.
Podniosłam bata ,a klacz spojrzała na mnie i znowu zaczęła lipić się w stronę padoku.Obróciłam ją i pokazałam bacika.Znowu spojrzała na mnie ,a potem na stajnię xd Odłożyłam bata i wzięłam lonże.przypięłam ją do kantara małej ,a uwiąz położyłam koło krótkiego bata.Wprowadziłam moją Saharkę na koło i zaczęłam się powoli oddalać.Zamiast dbijać w moją stronę powiększyła sobie trochę koło.Nie miałam nic przeciwko temu ,bo i tak lonża była 'luźna'.Odebrałam sms-a od Carr:
Hej ! Mogłabyś ściągnąć Carusa z padoku ? Z góry dzięki ;*
Odpisąłm jej ,że jak skończę ze swoją małą to się zajme Carusem (; Klacz traktowałam lonże jak długi uwiąz.Chciałam żeby zakłusowała.Cmoknęłam ,a klacz przyśpieszyłą stępa.Uderzyłam batem o ziemię ,a mała zaczęła się wyrywać i stawać dęba,gdy poczułą opór na lonży(ściągnęłam ją na 'kontakt').Uspokoiłam ją i podeszłam bliżej.Nic nie mówiąc weszłam z nią na ścieżkę.Powtórzyłam tam próbę zakłusowana na lonży.Teraz cmoknęłam i delikatnei ruszyłam batem ,a klacz kłusowała koło mnie.Przyciągnęłam lonże do siebie i powoli zaczęłam zwalniać .Klacz nawet się nie sprzeciwiała.Weszłam z nią na koło i szłam koło niej.Próbowałam zakłusować idąc koło niej.Po kole ,ale tak jakby w ręku.Klacz się wyrywała,ale jak uznała,że to nie ma sensu ustąpiła.Zmieniłam chód Saharki i pogłaskałam ją .Dostała też buziaka i smaczka.Oddaliłam się na środek koła ,a Staśka szła spokojnie stępem.Przyglądałam się jej uważnie.Byłą bardzo grzeczna,tak jaby chodziła już na lonży.Może dlatego ,że przywiązywałam dużą wagę do ćwiczeń na uwiązie,lince ?
-Saharka !-zawołałam ,a ta podniosła uszy i stanęła.
'Pociągnęłam' ją delikatnei za lonże żeby wiedziała gdzie ma przyjśc.Położyłam bata i odpięłam klaczy lonże.Zapięłam uwiąz i zrobiłam kółko w ręce.Wyszłyśmy i poszłam z nią na trawkę.Usiadłam przed nią ,a ta skubała spokojnie trawkę.Dałam jej marchewkę i poklepłam.Wstałam ,a kalcz oderwała się od trawy.Zaczęłam iść w stronę stajni,a ta szła za mną.Gdy chciałam już wchodzić przypomniało mi się ,że miałam wypuścić ją na padok więc tam poszłam.Odpięłam uwiąz i otworzyłam bramkę.Nie było na tym pastwisku żadnego konia więc mogłam spokojnie otwierać je.Saharka zaczęła się wyrywać do przodu.Zrobiłam z nią 2 wolty ,a mała się uspokoiła i weszła stępam na padok.Zamknęłam bramkę i poszłam na padok nr.2.Szybko zdjęłam ogiera,który stał około 10 m ode mnie. Złąpałam go zanim zdąrzył wykombinować coś pt."Ucieczka".Dałam mu marchew i poszłam w stronę stajni.Był żywiołowy,ale po kilku 'szarpnięciach' za kantar uspokoił się.W stajnie odprowadziłam go do boksu i wzięłam Candy .Pogłaskałam ją i dałam buziaka w szyję.Posżłam z nią na padok gdzie była Sahara.Otworzyłam bramkę i wpuściłam spokojną małą na padok.Popatrzyłam ją gonią się z Saharą i poszłam na maneż.Zaniosłam lonże i baty do siodlarni i wzięłam grabię.Zgrabiłam maneż,bo ścieżka była tak bardzo wydeptana,że nie było widać kopyt konia.Wygrabiłam wszystko i cała czarna odniosłam grabię.Weszłam do stajni i każdemu konikowi wrzuciłam marchewę do żłobu.Byłam tak bardzo dumna z mojej małej ,że miałam zadzwonić do wszytskich na liście w telefonie i opowiedzieć jaka to oan dzielna jest xd Poszłam do pokoju i opisałam wszystkow pamiętniku ; * |
|
|